W dzisiejszym blogu postaram się przybliżyć Wam moje wrażenia z zachodniej części tego wspaniałego kraju, a dokładnie z najdalej wysuniętego półwyspu tej wyspy, potocznie nazywanego półwyspu Barahona. Czytając przewodniki o tym regionie nie zdawałem sobie sprawy z tego jaki piękny, a jednocześnie jak dziki jest ten region. Chyba się nie pomylę jeżeli powiem, że jest to miejsce, które zaskoczy nawet najbardziej wymagających turystów. Znajdziemy tu wszystko, od przepięknych plaż po góry schodzące do Morza Karaibskiego.
Podróż rozpoczęliśmy ze stolicy kraju, Santo Domingo. Nasz pierwszy cel, Punta Salinas, to przylądek oddzielający zatokę Las Calderas od zatoki Ocoa. Wizytówką tego miejsca są rozciągające się od Matanzas do Las Salinas szare, wysokie wydmy (Dunas de Baní) uznane za pomnik przyrody. Niektórych turystów może zadziwić widok pozornie „zaśnieżonych” szczytów wydm. Wynika to z tego, iż w Las Salinas otrzymuje się sól poprzez odparowywanie wody morskiej. Na końcu przylądka znajduje się stara, ale bardzo klimatyczna warzelnia soli. W okolicy panuje tajemniczy klimat. Plaże pokryte są tutaj ciemnym i gruboziarnistym piaskiem. Przy dobrej widoczności, stojąc na końcu przylądka, w oddali można zauważyć łańcuch górski Barohuco.
Naszym następnym celem była miejscowość Barahona. Jadąc na zachód mieliśmy okazję zabrać „na stopa” żołnierza Dominikańskiego, który w samych superlatywach wypowiadał się o tutejszej ludności, jedzeniu oraz przyrodzie. Do miasta dojechaliśmy późnym wieczorem więc nie mieliśmy okazji za bardzo go zwiedzić. Natomiast zdradzimy wam, że wschody słońca są tutaj niesamowite. Warto wstać z samego rana i rozkoszować się tym spektaklem. Do życia budzi się przyroda, a wraz z nią Dominikańczycy, którzy z samego rana wypływają łowić ryby oraz owoce morza. Uwierzcie, smakują niesamowicie.
Z samego rana wyruszyliśmy na południe. Droga wiedzie wzdłuż malowniczego wybrzeża. Z jednej strony podziwiać można niesamowity kolor wody Morza Karaibskiego, a z drugiej masyw górski, gdzie wydobywany jest endemiczny kamień Larimar. Nawiązując jeszcze do koloru wody, najprawdopodobniej wynika on z podłoża, które składa się z białych kamieni, nadając jej nieprawdopodobny kolor. Jest on na tyle hipnotyzujący, że można podziwiać go godzinami. Co kilkanaście kilometrów mijaliśmy niewielkie miejscowości, które przenoszą człowieka w inny wymiar. Odniosłem wrażenie, że czas tu się zatrzymał. Ludzie za niczym tutaj nie gonią.
W każdej z takich miejscowości jest plaża. Charakterystycznym elementem jest to, iż są one kamieniste. Należy również zwrócić uwagę, że zafalowanie jest tutaj nieco większe. Zdecydowanie jest to idealne miejsce dla osób uprawiających sporty wodne. Turystyka nie jest tutaj tak rozwinięta jak we wschodniej części wyspy, jednakże przy każdej plaży jest lokalny sklepik oraz smażalnia ryb. Można tam skosztować tego co najlepsze w Dominikanie oraz schłodzić się zimnym Presidente, którego tutaj nie brakuje.
Kolejnym przystankiem było jezioro Oviedo, które posiada trzykrotnie większe zasolenie od Morza Karaibskiego. Ze względu na osady wapienne oraz znajdujące się w nim algi, jezioro ma żółto-zielonkawy kolor. Spotkać można tutaj chociażby pelikany oraz różowe flamingi. Tego wszystkiego dowiedzieliśmy się od miejscowej dziewczynki, która z wielką przyjemnością opowiedziała nam o tutejszej przyrodzie.
Wisienką na torcie była zatoka Orłów (Bahía de las Águilas). Znajduje się ona w Parku Narodowym Jaragua. Charakteryzuje się on pustynnym klimatem. Woda w tej okolicy jest krystalicznie czysta, na plaży jest znikoma ilość turystów. Do tego w okolicy 30 kilometrów nie ma tutaj żadnej infrastruktury, po za niedziałającym lotniskiem, na którym przechadzała się krowa. Śpi się tutaj w namiotach, ale nie byle jakich. Są to namioty wyposażone w wygodne łóżka, kontakty oraz wiatraki. Dla osób ceniących sobie wygodę są drewniane domki. Zaletą namiotów jest jednak to, że znajdują się one przy samej plaży. Z samego rana wystarczy tylko rozsunąć namiot żeby móc podziwiać wschód słońca.
Półwysep Pedernales jest miejscem mało popularnym w Dominikanie. Uważam jednak, że jest to miejsce, które pozytywnie zaskoczy każdego. Jest to na pewno odskocznia od znanej Punta Cana. Jest ono równie piękne, a co więcej pokazuje nam Dominikanę, która nie została dotknięta przez człowieka. Nie skłamię jeżeli powiem, że było to najpiękniejsze miejsce, które widziałem. Zobaczcie sami zdjęcia, które zrobiliśmy. Nie oddają one tego jak tam jest. Trzeba tam pojechać żeby to zrozumieć. Podsumowując slogan tamtejszego Ministerstwa Turystyki, Dominikana ma wszystko!
Jędrzej Pacak